Czas przepełniony ponadczasową muzyką na żywo, uczta zarówno dla uszu, jak i dla oczu. Czyż nie odpowiada to na pytanie: czy warto spędzić wieczór w operze?
Jedna z ostatnich wycieczek w liceum – wyjazd na Traviatę do Opery Krakowskiej.Teoretycznie nie jestem już licealistką, ale na takie wyjazdy zawsze byłam chętna. Nie żałuję tego wyjazdu. Czy warto spędzić wieczór w operze?
O czym jest Traviata?
Traviata to opera, której kompozytorem był Giuseppe Verdi. Libretto napisał Francesco Piave na podstawie powieści Aleksandra Dumasa Dama Kameliowa. Sztuka została zaprezentowana światu w połowie XIX wieku, a do Polski przybyła kilka lat później. W Operze Krakowskiej została wystawiona po raz pierwszy w 2011 roku w reżyserii Krzysztofa Nazara. W trzech aktach opowiada historię kobiety, kochającej zabawę i prowadzącej lekkie życie, która poznaje miłość i powoli się zmienia.
AKT I
Paryż. Kurtyzana, Violetta Valery (Katarzyna Oleś-Blacha), bawi się na balu wydanym na jej cześć. Panuje powszechna radość, pod którą Violetta ukrywa swój smutek i chorobę. I wtedy pojawia się On. Zakochany w dziewczynie Alfredo Germont (Andrzej Lampert), przystojny młodzieniec ofiarujący jej swoją miłość. Violetta początkowo go wyśmiewa i odrzuca zaloty, jednak w pewnym momencie zgadza się przyjąć go i spróbować odwzajemnić miłość.
AKT II
Alfred z Violettą wyjeżdżają na wieś pod Paryżem. Są tam szczęśliwi, dopóki Alfred nie dowiaduje się o kłopotach finansowych swojej dziewczyny. Mówi mu o tym służąca, Annina (Karin Wiktor-Kałucka). Wtedy on postanawia wyjechać do Paryża, aby zdobyć pieniądze. Gdy go nie ma, do Violetty przybywa ojciec Alfreda, Giorgio Germont (Adam Szerszeń) i wymusza na niej, żeby odeszła od kochanka. Po długiej namowie zgadza się. Wyjeżdża do Paryża i wysyła Alfredowi list, w którym z nią zrywa.
W mieście Violetta udaje się na bal do swojej przyjaciółki, Flory Bervoix (Agnieszka Cząstka). Towarzyszy jej Baron Douphol (Michał Kutnik). Jednak zjawia się tam także Alfred, który pragnie zemścić się na swojej byłej dziewczynie. Na początku udaje mu się wygrać w karty dużą sumę, a potem publicznie upokarza Violettę płacąc jej za usługi.
AKT III
Choroba Violetty się wzmogła. Nie może opuścić domu, jej siły słabną coraz bardziej. Lekarz mówi Anninie, że Violetcie zostało kilka godzin życia. Przyjeżdża Alfred, aby przeprosić ukochaną za swoje zachowanie. Ojciec powiedział mu, że ich rozstanie było wymuszone. Niedługo potem Violetta umiera.
Czy warto spędzić wieczór w operze?
Traviata zaskoczyła mnie już na samym początku. Gdy kurtyna się podniosła, ukazała się kobieta w skąpym stroju. Zaczęła się przebierać, a na scenę wkroczyła reszta gości. W dalszej części spektaklu dość często pojawiały się luźne stroje. Zaskoczyło mnie to dość mocno. Opera najczęściej kojarzy się z bogato zdobionymi i wyszukanymi strojami. A tu taka niespodzianka. Taki obraz łamie pewne stereotypy mówiące o tym, że opera to miejsce, w którym spektakle nie zmieniają się ani o drobinę w ciągu 200 lat istnienia. Nie! Opera się zmienia, przedstawienia ewoluują.
To samo dotyczy scenografii. Najczęściej z operą kojarzą się pełne przepychu barokowe wnętrza. Marek Braun, scenograf Traviaty, pokazał coś zupełnie innego. Na scenie pojawiły się ruchome, półprzeźroczyste 'ściany’. Raz były ustawione prostopadle do krawędzi sceny, innym razem równolegle. Zmieniały odczucie przestrzeni, dodały nowoczesności i stanowiły drzwi, przez które na scenie pojawiały się postacie.
W tyj współczesnej oprawie zamknięta została muzyka sprzed dwóch wieków. Wśród prostych, minimalistycznych dekoracji pojawiły się piękne arie, zachwycające duety i wzbudzające dreszcze chóry. Dość łatwo przyzwyczaiłam się do tego rozwiązania. Odniosłam wrażenie, że muzyka jest współczesna, a akcja wciąż aktualna. Nie czułam bariery czasu dzielącej współczesność i XIX wiek. Przez to odbiór przedstawienia stał się dużo łatwiejszy.
Kolejna rzecz warta uwagi to choreografia. Jestem wielką fanką tańca, więc głównie czekałam na partie baletowe. Pojawiły się w drugim akcie, na balu u Flory. Na początku tancerki baletowe były wymieszane z śpiewaczkami, co było ciekawym rozwiązaniem. Nie było granicy 'ci tańczą’ 'ci śpiewają’. Wszyscy artyści stanowili jedność. Potem, podczas opowieści o matadorze i jego kochance, historię odtańczyła para solistów: Anastasiya Krasouskaya i Dzmitry Prokharau. Po ich duecie doszłam do wniosku, że to był moment, dla którego przyjechałam na Traviatę. Urzekli mnie, zachwycili lekkością w tańcu.
Są jakieś minusy?
Jednak choreografia to nie tylko taniec. To także ruchy każdej z postaci. W pierwszych dwóch aktach nie mam zastrzeżeń. Artyści zachowywali się naturalnie, co na pewno nie było łatwe zważywszy na trudne utwory przez nich wykonywane. Jedyne, co mi się nie podobało, to scena śmierci Violetty. Na mój gust, osoba śmiertelnie chora nie rusza się aż tyle. A Violetta biegała po scenie, rzucała się na łóżku. Raz zachowywała się, jakby nic jej nie było, a później ledwo mogła ustać na nogach.
Pomimo tego, Traviata w Operze Krakowskiej jest spektaklem, na który warto się wybrać. Długość może przerażać (niecałe 3 godziny z dwoma przerwami), ale one miną, zanim się obejrzysz. Tym bardziej, że bilety nie są aż tak drogie. Ceny zaczynają się od niecałych 30 złotych. A w zamian otrzymasz sporą dawkę pięknej, ponadczasowej muzyki. Czy warto spędzić wieczór w operze? Odpowiedź jest oczywista.
Muzyka oczywiście nie pochodzi z krakowskiego spektaklu. To tylko przedsmak tego, co można usłyszeć podczas przedstawienia.
Więcej od Muzycznej Listy:
Notre Dame. O cygance, co nie chciała księdza
Grafika została wykonana dzięki Pablo by Buffer.